INFORMACJE LOKALNE ważne adresy i kontakty NADCHODZĄCE IMPREZY Zebranie Biesiada ARTYKUŁY Od Redakcji Józef Hen - DZIENNIK ciąg dalszy Ewa Korzeniowska - Z Kolbergiem po kraju Oskar Kolberg- Kulig staropolski obyczaj Władysław Widział - Bez happy endu z historii Victorii Lidia Mongard - Róża z cyklu Botanika stosowana Bożenia Ulewicz - Hodonin w Czechach U.J. Messnerowie - Orszak Trzek Króli Historyjka obrazkowa Helena Mniszkówna |
Józef Hen DZIENNIKA ciąg dalszy
A więc 2 0 0 8 Z redaktorem Jerzym Kisielewskim na żywo w radiowym studiu mamy rozmawiać o Pingpongiście. Ja ze słuchawkami na uszach, bo słuchacze mogą dzwonić. Dwa telefony z komplementami. Trzeci telefon już całkiem inny. Kobieta o radiomaryjnym głosie. (Bardzo często przynależność towarzyską, charakter, nawet rodzaj studiów, można rozpoznać po ustawieniu głosu.) Słuchaczka żąda, żebym odpowiedział: Czy podludzie mogą rządzić nadludźmi? Czy na to pozwala konstytucja? Czy koczownicy mogą nami rządzić, ludźmi tutejszymi? I proszę odpowiedzieć: Jakie jest pańskie pochodzenie? Czy pan jest Polakiem? x Niespodziewany SMS od Ewuni, z Londynu: „TĘKNIĘ DO WAS”. Wzruszony prawie do łez. Odpowiadam: „I my do Ciebie”. „Co w domu?” Najwyraźniej wybuch nostalgii u studentki London King’s College”. ( W starym „Przekroju”: „najlepsze lekarstwo na nostalgię powrót”). Posyłam SMS: „ W domu w porządku. Boy świetnie idzie. Co u Ciebie?” „Uczę się cały czas. I też mi świetnie idzie”. x W Zaiksie na zebraniu Rady Stowarzyszenia. 29 lutego, dokładnie w 40 lat po tamtym zebraniu nadzwyczajnym w proteście przeciw zdjęciu „Dziadów” ze sceny narodowej, które odbyło się właśnie tu, w „domu pod Królami”. Przewodniczy Janusz Majewski. Dałem mu „Błazna” i numer miesięcznika „Diabetyk”, w którym jestem na okładce jako mąż cukrzyczki i wywiad ze mną Joasi Tomczak. Żona Janusza, Zosia (Nasierowska) powiedziała mi przez telefon, ze wywiad wzruszający. Pewnie dlatego, że ja mówiąc o więzi małżeńskiej, wspominam, że jak Rena chodzi po mieszkaniu boso (co bardzo lubi), to ja kicham. Nie ma w tym nic niezwykłego. Tadeusz Breza, świetne pióro, autor „Za spiżową bramą”, miał ostry katar sienny. Ale nie musiał czuć zapachu siana, żeby zaczął kichać, wystarczyło s ł o w o, powiedzieć „siano” i kichanie wybuchało. Nie zdziwiłoby to Montaigne’a, „potędze wyobraźni” poświęcił w Próbach cały rozdział. x Czytam, kiedy mi się uda, The Gathering Storm Churchilla, pierwszy tom jego pamiętników trochę dla tej czystej, precyzyjnej angielszczyzny, a trochę bodźcem był dwukrotnie obejrzany film z Albertem Finneyem, wcielonym sir Winstonem. Zawsze, kiedy się czyta jakiś treściwy tekst ponownie, po latach dziwią niektóre podkreślenia i uwagi (jeśli czas ich nie zatarł i dadzą się odszyfrować) i dziwi, że się czegoś nie podkreśliło. I tak oto natrafiłem na myśl, na którą przed laty nie zwróciłem uwagi: że detronizacja Kaisera, utworzenie republiki było błędem, bo stworzyło pustkę przywódczą, brak odgórnego spoiwa w tę pustkę weszli nacjonaliści i Hitler. Co należało uczynić? Monarchię konstytucyjną, z Kaiserem jako symbolem zwierzchniej władzy. Tego błędu (jeśli zgodzić się, że to był błąd) nie powtórzyli Amerykanie w pokonanej Japonii (być może, za radą Churchilla), zostawiając na tronie cesarza Hirohito. x Nieoczekiwany telefon od Joaśki Tomczak: za wywiad ze mną w „Diabetyku” i za dobór zdjęć (moje z Reną w Samarkandzie) dostała nagrodę prasową „Szpalty Roku”. „Super!” zadepeszowała Ewa z Londynu. Nagroda bardzo się Joasi przyda, bo właśnie wyszła za mąż za Tunezyjczyka i wkrótce powiększy w Tunisie towarzystwo spotykających się ze sobą Polek, stęsknionych do kultury i języka polskiego. x Zawieziono mnie na niezwykłe spotkanie: do Centrum Nowaka-Jeziorańskiego, bo otwarto tu wystawę zdjęć z Uzbekistanu autorstwa polskiego fotografa. Zaproszono na otwarcie przedstawicieli ambasady uzbeckiej. Czuję się z tym nieswojo, opowiadać o moich uzbeckich przygodach w obecności oficjeli to krępujące, mimo woli człowiek się cenzuruje. Pan Michalik, który mnie tu zaprosił, zdążył już przeczytać Najpiękniejsze lata i namawia mnie, żebym przeczytał rozdział „Kuszenie świętego Antoniego”, cały, bez skrótów, oddaje, mówi, realia i atmosferę. (Ten tytuł zapisałem już wtedy, kiedy to przeżywałem, w 1942 roku, a świadomość, że jest to „temat”, że kiedyś to „kuszenie” opiszę, uwolniła mnie od niego, mogłem spokojnie zasnąć). Czytając, czuję, że tak właśnie jest: Szachrysiabz, malaria, szpital, chinina, bazary, czajchany, a w nich handlujący połówkami placków pan Merzer, z bogatej warszawskiej rodziny, i te lwowskie prostytutki, które przychodzą tam, żeby porozmawiać po polsku wszystko prawdziwe. Opowiadam o spotkaniu z nauczycielem uzbeckiego, Gijasowem, i o tym, że się rozpłakał, kiedy okazało się, że pamiętam koniugację czasownika „chcieć”: Men cholaman, Sen cholasan, U cholady. A „nie chcę”? To już bardziej skomplikowane, bo zaprzeczenie wchodzi w środek czasownika, ale pamiętam:„Cholmajman”. Mówię, że dopiero teraz uświadomiłem sobie obecność uzbeckich przeżyć w aż czterech moich książkach więcej, bo Jeff, amerykański profesor, bohater Brulionów profesora T,. ożeniony jest z Uzbeczką. Trochę o tym, jak gotowałem smołę na drodze Lwów-Kijów (nigdy nie zawodzi wzmianka, że piekła się nie boję, bo będę tam funkcyjnym), i co opowiedział mi Pruszyński o swoim opowiadaniu Trębacz z Samarkandy. CDN.
|