INFORMACJE LOKALNE ważne adresy i kontakty NADCHODZĄCE IMPREZY Zebranie Biesiada ARTYKUŁY Od Redakcji Józef Hen - DZIENNIK ciąg dalszy Ewa Korzeniowska - Z Kolbergiem po kraju Oskar Kolberg- Kulig staropolski obyczaj Władysław Widział - Bez happy endu z historii Victorii Lidia Mongard - Róża z cyklu Botanika stosowana Bożenia Ulewicz - Hodonin w Czechach U.J. Messnerowie - Orszak Trzek Króli Historyjka obrazkowa Helena Mniszkówna |
Bożena Ulewicz (tekst i foto) Hodonin
W południowych Morawach, w Czechach, niedaleko ważnych szlaków łączących wszystkie strony świata leży sobie Hodonin, miasto bogate w historię i wody mineralne. O ile jednak tropiąc udokumentowane historyczne wydarzenia dotrzemy do XI wieku, o tyle porządnie jodo-bromowane wody zaczęto tu wykorzystać na szerszą skalę od niedawna. Status uzdrowiska uzyskał Hodonin dopiero 30 lat temu. Ale kuracjusze nie walą tu drzwiami i oknami. Póki co, znacznie intensywniejszy jest tu ruch tranzytowy. To też element tradycji. Niegdyś splatały się tu znane szlaki handlowe, a w XIX wieku tędy również mknęła z Krakowa CK Kolej Żelazna wożąc do Wiednia spragnione światowych rozrywek wytworne galicyjskie towarzystwo. Dogodne położenie i stosunkowo przystępne ceny bazy noclegowej sprawiają, że jest to dobre miejsce na nocleg w drodze do Włoch czy Chorwacji. Właśnie tak, po drodze, wpadłam do Hodonina i coś mnie podkusiło, aby poszperać w starszej części miasta. Zachęcił mnie do tego widok okazałego secesyjnego gmachu, z wielkim mansardowym dachem, fasadą pełną maszkaronów i innych architektonicznych detali, który ujrzałam za pełnym kwiatów rondem. Coś mi podpowiedziało, że to miła zapowiedź wieczornego spaceru po rozgrzanym i rozleniwionym pierwszym lipcowym weekendem mieście.
Ab urbe condita Prawa miejskie otrzymał Hodonin od królowej Konstancji węgierskiej, żony Przemysława Ottokara I. Było to w roku 1238. Nie wiem, dlaczego przywilej ten dała miastu królowa wdowa. W tym czasie od ośmiu lat samodzielnym władcą był jej najstarszy syn Wacław i to w jego gestii byłoby nadanie takiego aktu. Widać Konstancja, wówczas już 58-letnia dama, musiała cieszyć się wielką estymą u młodego króla. Kroniki potwierdzają, że po śmierci matki w 1230 roku, Wacław popadł w depresję i z trudem wrócił do obowiązków służbowych, czyli do rządzenia. Trudno mu się dziwić. Czasy nie były łatwe, a przebierających nogami w wyścigu do korony aż nadto wielu, w tym wykluczeni z sukcesji potomkowie Przemysława Ottokara z jego pierwszego małżeństwa zakończonego rozwodem. Matka z królewskiego rodu Arpadów musiała dawać Wacławowi nie tylko macierzyńskie, ale również polityczne wsparcie przy ciągłym użeraniu się z książętami Austrii i Szwabii. Dług wdzięczności wobec węgierskiej królewny uregulował Hodonin umieszczając na poczesnym miejscu reprezentacyjnego placu w centrum miasta, mosiężną tabliczkę upamiętniającą nadanie przywilejów przez Konstancję. Placyk, to Masarykovo Namesti, wpasowane między kremowy kościół i różowy ratusz. Bardzo tu pogodnie. Po środku bulgocze nowoczesny wodotrysk wypychając z kamiennych dysz fontanny wody. Świeżo odnowiony ratusz o neorenesansowej fasadzie został wzniesiony w roku 1904 w miejsce dawnego z 1609 roku. Również wtedy budowniczowie postanowili upamiętnić Konstancję, a zrobili to umieszczając rzeźbę królowej na wieży, między zegarem, a tarasem widokowym okolonym ozdobnym płotkiem, z metalowymi wazami w każdym narożniku. W 2002 roku ratusz poddano gruntownej renowacji, łącznie z zegarem, instalując kuranty wygrywające około 360 znanych melodii i to codziennie, o 12.00, 15.00 i 18.00, ku stałej radości mieszkańców, a na pewno turystów. Niestety zjawiłam się w mieście trochę za późno by wysłuchać koncertu.
Ale niech potencjalni turyści mają to na uwadze i nie przeoczą okazji.
Naprzeciw ratusza, przy wejściu do kościoła św. Wawrzyńca z jednej strony frasuje się św. Jan Nepomucen, a z drugiej heroicznie cierpi św. Sebastian przeszyty złocistymi strzałami, w których odbijają się słoneczne drobiny dogasającego dnia. Budowla o niewidocznym już dzisiaj z zewnątrz gotyckim zrębie, w miarę wieków poddawana była kolejnym modernizacjom, zakończonym ostatecznie w XVIII wieku, godnie reprezentuje pamięć dawnych czasów, podobnie jak stojąca na jej tyłach kolumna z Najświętszą Maryją Panną często wznoszona na Morawach w formie dziękczynienia, najczęściej żeby wyrazić wdzięczność za wyratowanie z wojennych bądź zdrowotnych opresji. Bardzo wiele takich pomników, zwanych, morovymi sloupami, stawiano w podzięce za ocalenie z epidemii dżumy, która na początku XVIII wieku przeszła przez Czechy i Słowację kosząc śmiertelne żniwo. Maryję na hodonińskim pomniku, wspinającą się ku niebu na słupie obłoków, otaczają dostojni święci, a z chmurek wyłaniają się figlarne i tłuściutkie putta. Za pomnikiem kolejna atrakcja, ale niestety zamknięta już na trzy spusty brama wiodąca na dziedziniec co sprawdziłam na pierwszy rzut oka przytkniętego do szpary w furcie do barokowej rezydencji. Tabliczka na murze głosi, że wewnątrz mieści się muzeum Tomasza Masaryka. Co w tym Hodoninie robił twórca współczesnej czeskiej państwowości, o tym nieco później.
Teściowa Pobożnego Bo zanim pan Tomasz pojawił się na świecie, Hodonin miał już za sobą wcale interesującą przeszłość, sięgającą czasów jeszcze wcześniejszych od tych, w których żyła królowa Konstancja. Jak pisze bowiem niejaki mgr Miloš Hynek (Z historie Hodoninského hradu a panstvi), wszystko zaczęło się od hodoninskeho hradu, wzniesionego w pierwszej połowie XI wieku przez Brzetysława I w obronie przed najazdami Węgrów, co przy częstych czesko-węgierskich sporach nie było wcale takie rzadkie. Kariera Hodonina wzięła się z tego, że stał na strategicznym dla polityki i kupiectwa szlaku prowadzącym na północ, przez Polskę, do krajów nadbałtyckim, na zachód do Pragi i Norymbergii, a na południowym wschodzie do Nitry, Trnawy i dalej aż do stolicy Węgier Budy. Pierwsza wzmianka kronikarska pochodzi z roku 1073. Z kolei rok 1182 to początki Marchii Morawskiej, która ciesząc się znaczną autonomią przetrwała do XVI wieku. Miasto z zamkiem dobrze sprzedam
Cała historia miasta odbija się w dziejach zamku. To, że powstał na początku XI wieku już wiemy. Z kronikarską dokładnością wspomniany mgr Hynek odnotował, iż pierwszy zapisek o zamku związany jest z datą 1169. Wtedy to, w liście księcia ołomuńskiego Bedřicha, jako świadek jakiejś darowizny pojawia się kasztelan hodoniński o trudnym do wymówienia imieniu Tvrdiše. Zdumiewające są późniejsze losy zamku, który jak dzisiejsze rezydencje zbankrutowanych tuzów rosyjskiego biznesu, co raz to był sprzedawany, przechodząc dosłownie z rąk do rąk i to razem z miastem. Wanna pana Masaryka Nie było czasu, aby sprawdzać zalety hodonińskich wód zdrojowych. Wiadomo, że zawierają dużo soli jodowo - bromowych wspomagających leczenie schorzeń układu ruchu i krwionośnego. Nejkvalitnĕjši voda v EU, jak głosi reklama. Jak na razie baza uzdrowiskowa nie jest szczególnie imponująca. Do starego sanatorium dobudowano nowe, na 200 łóżek, oraz nowoczesny pawilon wodolecznictwa oferujący sporo zabiegów uzdrawiających i upiększających. Ot takie zdrowsze spa. Zaletą jest cennik. Pobyt z wyżywieniem i zabiegami wydaje się skrojony na przeciętną polską kieszeń nocleg od 400 do 520 koron za dobę, śniadanie w cenie, a obiad z kolacją w zależności czy opcja jest dietetyczne czy nie od 250 do 350 koron. Oczywiście dodatkowo trzeba opłacić zabiegi: ożywcza kąpiel w wannie pełnej wybornej jodowo bromowej wody o temp. 38 stopni C kosztuje 280 koron, okłady torfem 100 koron, fototerapia 120 koron. Warto chyba skorzystać, aby później móc westchnąć z wdzięcznością do ojca współczesnego wodolecznictwa Wincentego Preissnitza z czeskiego uzdrowiska Jesenik, któremu nikt inny, a nasi rodacy ufundowali tablicę: Bóg go natchnął by najłagodniejszym a najskuteczniejszym środkiem wodą cierpiących ratował.” Hodonin jest miastem dość przyjaznym dla turystów. Wprawdzie chodniki dla pieszych są fatalne, ale za to są ścieżki rowerowe. Jako osobnik spieszony wracałam z wieczornego spaceru po mieście starając się nie przeoczyć detali, a jednocześnie, żeby sobie nóżki nie wygiąć w przypadkowej dziurze. Zacukałam się przy secesyjnym gmachu (1898) pełnych maszkaronów. Nie wiem, komu przyszło do głowy, żeby do jego bocznych tylnych skrzydeł dokleić dwa ohydne w formie i kolorze klocki. Dobrze, że nie widać tego od frontu. Szkoda, że już rano musiałam opuścić Hodonin. Gdybym była dłużej, mogłabym zakosztować wybornych kąpieli, a nawet wpaść do winnej piwnicy „U Jeňoura”, w położnej o 10 km stąd wsi Nechory, słynącej, aż wierzyć się nie chce, z 500 takich piwnic. Bo Morawy, drodzy Państwo, to region żyjący z winiarstwa. A Jeňouar oferuje nie tylko degustację win, lecz również kuchnię regionalną ze specjałami wędliniarskimi wprost ze świniobicia, prawie jak z Hrabala. Do konsumpcji można zamówić stosowną oprawę muzyczną koncert cymbalisty. No i jak tu nie wrócić kiedyś na Morawy?
|