INFORMACJE
LOKALNE
ważne adresy i kontakty
NADCHODZĄCE IMPREZY
I WYDARZENIA
Zebranie
Sprawozdawczo
wyborcze
Dom Polski
23 lutego
Biesiada
Arriverderci
Victoria
Dom Polski
1 marca
ARTYKUŁY
Od Redakcji
Józef Hen -
DZIENNIK
ciąg dalszy
Ewa Korzeniowska -
Z Kolbergiem
po kraju
Oskar Kolberg-
Kulig
staropolski obyczaj
Władysław Widział -
Bez happy endu
z historii Victorii
Lidia Mongard -
Róża
z cyklu Botanika
stosowana
Bożenia Ulewicz -
Hodonin
w Czechach
U.J. Messnerowie -
Orszak Trzek Króli
Historyjka obrazkowa
Pożegnania
Helena Mniszkówna
Trędowata
odc. 5
Rozmaitości
Indeks autorów
|
Przepisala ECK
Trendowata
nowa wersja cz. 5
Ironiczny uśmiech od razu osiadł mu na ustach.
- Po takiej poezji, jak las i kwiaty, spotykamy się tak prozaicznie przy stole. Czy to pani nie razi? - spytał.
Stefcia zalała się pąsem. Jego słowa popsuły jej dobry humor.
- Nie myślałam o tym odparła z niechęcią.
- Szkoda! Już wątpiłem, czy panią zobaczę. W tej puszczy mógłby panią porwać jakiś zboczeniec i żywcem pożreć. Bardzo się cieszę, że pani ocalała.
- Czy i ty Waldi biegałeś rano w lesie z panią Stefanią? spytała Lucia.
Pani Elzonowska popatrzyła na Stefcię zmrużonymi oczyma jak szpareczkami i z wymownym grymasem ust spuściła je znowu na talerz.
Waldemar zauważył, że Stefci zrobiło się przykro, spojrzał na Lucię i odpowiedział swobodnie:
- Jadąc przez las motocyklem widziałem panią Stefanię jak biegła.
Stefcia poczuła dla niego wdzięczność. Służący obniósł zupę. Zaczęto jeść w mil-czeniu. Takie ciche obiady zdarzały się tu nieczęsto, ale były ciężkie jak gradowa chmura. Pani Idalia wyglądała jakby połknęła kij. Sztywna, z chłodem wymalowanym na twarzy oziębiała i nastrój pana Macieja. Starszy pan chcąc rozpędzić tę nieznośną atmosferę rzucał od czasu do czasu jakieś zdanie, ale rozmowa się nie kleiła.

Zły humor pani domu działał przygnębiająco na domowników. Nawet pan Ksawery patrzył na baronową ze strachem, choć nie tracił apetytu. Tylko ordynat zachowywał się swobodnie, ale milczał. Za to wypił dwa kieliszki wódki. Po zupie lokaj cięgle nalewał mu madery, zdziwiony tym, że Waldemar pije dziś od wczesnego popołudnia. Po polędwicy pił dużo burgunda, lecz zdziwienie służącego wzrosło, gdy podano szparagi. Zwykle ordynat nie lubił tej potrawy, a dziś wziął sobie dwie dokładki. Pani Eleonora patrzyła na niego z obrzydzeniem i wyższością. Fe…Jak po plebejsku. Jak można sobie do talerza dokładać dwa razy tej samej potrawy? Uważała to za nieestetyczne, w jej sferze wręcz niesłychane. Jej zły humor znalazł ujście. Bez podnoszenia oczu syczącym trochę głosem powiedziała po francusku:
- Nie rozumiem, jak można dwa razy brać z półmiska. Bierze się tylko raz odpowiednią ilość dla zaspokojenia apetytu.
Pan Maciej popatrzył na córkę z wyrzutem. Nie rozumiał jej niedorzecznych pretensji i rozdrażnienia.
Ale Waldemar nic sobie z tego nie robił, przeciwnie wydawało się, że uwaga ciotki go rozbawiła. Uśmiechnął się znacząco do Stefci i zawołał do lokaja:
- Jacenty! Podaj mi jeszcze szparagi.
Pani Idalia zacięła usta. Pan Maciej teraz na wnuka popatrzył z wymówką. Stefcia i Lucia z trudem powstrzymywały śmiech. Waldemar zaczął więc żartować z panem Ksawerym, wreszcie rzekł:
- Zapraszam pana do Głębowicz na całe lato, dobrze? Będzie pan miał wszystkiego pod dostatkiem, czego dusza zapragnie. Co dzień zupa a la reine, szparagi, bo ja pasjami polubiłem szparagi, co dzień gra w szachy, dzienniki ilustrowane. Nawet na pańską intencję sztuczne ognie urządzę. Postrzelamy sobie. Cóż zgoda?
- Panie ordynacie, chciałbym zostać tutaj, w Słodkowcach.
- Tu będzie ktoś młodszy, kto potrafi damy zabawić. Jak ktoś tylko to potrafi…My będziemy się trzymać razem w Głębowiczach. Tak życzy sobie moja ciotka. Baronowa wzruszyła ramionami i syknęła:
- Zechciej nie narzucać mi własnych kaprysów.
- Będę pamiętał. Dla cioci wszystko - odpowiedział meżczyzna.
Poczym zwrócił się do Stefci.
- Niech pani to rozwiąże. Niech pani głosuje czy pan Ksawery zostaje czy jedzie ze mną.
Stefcia znów poczerwieniała.
- To chyba nie ja powinnam decydować. To nie moje sprawy.
Waldemar utkwił w niej szaro przenikliwe oczy z jakby szatańskim błyskiem.
- Pani powinna być po mojej stronie, a nie robić uniki. Luciu przekonaj pannę Stefcię…
Wtem odezwał się pan Maciej, chcąc nadać inny kierunek rozmowie.
- Czy będziesz u nas nocował Waldi?
- Nie stryju. Nie ma takiej potrzeby. Mam swoje sprawy. Wydam ostatnie polecenia Kleczowi i jadę.
Spojrzał na Stefcie i dodał:
- Chyba, że panna Stefcia potrzebowałaby jutro rano partnera do tenisa.
- Waldi przestań błaznować powiedział pan Maciej bardzo niezadowolony.
- Ale ja nie żartuję. Tylko pani Stefcia może mnie namówić do zostania.
- No i co pani na to? Czekam na wyrok.
Stefcia nie potrafiła ukryć swojego oburzenia. Zaraz go czymś walnę, pomyślała.
- Mówiłam panu już, że nie gram w tenisa i jeszcze raz powtarzam.
- Mogę panią nauczyć!
- Dziękuję. Nie trzeba.
- Dobrze pani w tych pąsach. To rzadki dzisiaj przypadek rumieniąca się kobieta. Jak jabłko z rumieńcem. Oj mógłbym je schrupać Tymczasem tylko ślinę przełykam.
W Stefci się zagotowało z wściekłości. Obrzuciła go gromem spojrzenia.
Obiad się skończył. Baronowa wstała nie spojrzawszy na nikogo i prędko wyszła. W Słodkowcach przy powstaniu od stołu nie dziękowano sobie. Taki był zwyczaj. Stefcia nie mogła się do tego przyzwyczaić i stale się po obiedzie kłaniała dziękując. Baronowa to ignorowała. Pan Maciej podawał jej rękę i ordynat chcąc dokuczyć ciotce zaczął robić to samo. Ale dziś Stefcia zerwała się od stołu bez słowa. Ruszyła do drzwi. Drogę wyjścia zasłonił stojący w drzwiach ordynat.
- Dziękuję pani za miłe vis-a-vis.
Stefcia wymknęła mu się pod ramieniem.
Młody mężczyzna patrzył za nią ze zdziwieniem. Gdy zniknęła poszedł do swojego gabinetu. Usiadł w fotelu i zapalił cygaro. Przez chwilę wydmuchiwał kółka dymu, ale nagle przerwał i zmarszczył brwi:
- Po prostu dała mi w pysk. Smarkula! Ale z temperamentem piekielnym.
(Ciąg dalszy nastąpi)
Przejdź dalej
|