nr. 80
VICTORIA, BC,
CZERWIEC 2017
NavBar

INFORMACJE 
LOKALNE
ważne adresy i kontakty

REKLAMA
Polskie delikatesy
w Victorii


NADCHODZĄCE IMPREZY
I WYDARZENIA

Koncert Goorala
Dom Polski
4 czerwca


ARTYKUŁY

Kto się boi
Czarnego Luda


A.Lubowski -
Wielki Zbig

Brzeziński

W.Widział
Narodowy Bohater

Terry Fox

E.Caputa
U Pana Boga

pod dywanem

Brat Cyprian
z czerwonego klasztoru

E.Kamiński-
Droga na kościach

Zesłańcy - ciąg dalszy

L. Mongard-
Rabarbar


Pułapka
paszportowa

wyjazdy do Polski

Imizamo Yethu
Południowa
Afryka
fotoreportaż
Helena Mniszkówna
Trędowata

odc. 35

Rozmaitości

Indeks autorów

Władysław Widział

Narodowy bohater


Do brzegu zatoki w St. Johns w kanadyjskiej Nowej Funlandii, gdzie zaczyna się szosa Trans-Canada, podeszło dwóch młodzieńców. Jeden z nich napełnił czterolitrowy szklany baniak wodą z Atlantyku, drugi zamoczył w oceanie protezę przymocowaną do prawej nogi obciętej powyżej kolana. Scena ta miała miejsce wczesnym rankiem 12 kwietnia 1980 roku do. Był to początek „Maratonu Nadziei”, a chłopakiem z protezą był 23 letni Terry Fox.
Nikt nie przypuszczał wówczas, że ta proteza i ten baniak z wodą staną się muzealnymi obiektami. Oba przedmioty, oraz inne eksponaty, związane z „Maratonem Nadziei”, Terriego Foxa oglądać można na wystawie zatytułowanej „Terry Fox. Run into heart of Canada” w Muzeum Królewskim w Victorii do 1 października 2017. Interesująca ekspozycja wpisuje się celnie w obchody 150 rocznicy powstania Kanady, opowiadając o tym jak Terry Fox zjednoczył cały kraj.
Przy okazji 150-lecia kraju klonowego liścia warto pamiętać o kanadyjskich bohaterach, tych dawnych i tych współczesnych, którzy przyczynili się do budowania kanadyjskiej jedności narodowej. Terry Fox (1958-1981), niezwykły, zwyczajny chłopak z Port Coquitlam, zajmuje poczytne miejsce w ich gronie.
Terry Fox mieszkał w pięknej części Kanady na przedmieściach Vancouver. Był przywiązany do rodziny, kochał naturę, uwielbiał sport, najbardziej koszykówke. Nie był specjalnie dobrym graczem. Trener w średniej szkole kilka razy doradzał mu zmianę dyscypliny. Terry się zawziął. Trenował wytrwale: wcześnie rano przed lekcjami, późnym popołudniem po lekcjach, no i dopiął swego. Mimo iż nie był szczególnie utalentowanym graczem, dostał się do szkolnej reprezentacyjnej drużyny koszykówki, co było wielkim osiągnięciem. Z kierunku studiów, jakie wybrał wynika, że sport był całym jego życiem. Zamierzał być trenerem, nauczycielem wychowania fizycznego, dlatego jako dziedzinę studiów wybrał edukację fizyczną na Uniwersytecie Simona Frasera w Vancouver. Lubił trening i zmęczenie po nim. Pokonując fizyczne bariery w sporcie osiągał coraz lepsze wyniki. Nagle zaczęło go boleć kolano. Myślał, że to niewielka kontuzja, ale ból stał się nie do zniesienia. Po badaniach lekarskich okazało się, że w kolanie chłopaka zagnieździł się groźny nowotwór: Osteogenic sarcoma. Informacja o potrzebie natychmiastowej amputacji spada na młodego sportowca jak grom z jasnego nieba. Operacja odbyła się 9 marca 1978 roku.
O tym jak można żyć z protezą dowiaduje się tuż przed amputacją, z artykułu zamieszczonego w piśmie sportowym, które w prezencie przyniósł mu do szpitala trener. Mowa w nim o biegaczu, który mając protezę nogi bierze udział w maratonach i biegach miejskich i zdobywa nagrody. Terry czyta artykuł z zainteresowaniem, a kaleki biegacz śni mu się całą noc. O świcie, gdy wiozą go na salę operacyjną, podejmuje decyzję, że też będzie biegał. Pomysł przebiegnięcia całej Kanady narodził się dużo później, w klinice onkologicznej w Vancouver, gdzie sześć miesięcy, co trzy tygodnie przyjmował chemioterapię. Poznał w szpitalu małe dzieci, rówieśników i dorosłych chorych na raka. Obserwuje ich zmagania z chorobą. Sam wierzy w to, że zwyciężył:, co prawda stracił nogę, ale ma szansę przeżycia. Wielu pacjentów przegrywa w tej batalii. Przyczyną tych klęsk, jest słaba znajomość przeciwnika. Aby go poznać potrzebne są intensywne prace badawcze, ale nie ma na nie środków. Terry postanawia to zmienić. By zebrać fundusze na badania, planuje przebiec Kanadę, od najbardziej wysuniętego na wschód miejsca w Nowej Funlandii do zachodniego wybrzeża Brytyjskiej Kolumbii. Stawia przed sobą cel zebrania miliona dolarów.
Trenuje niezmordowanie przez wiele tygodni. Na wózku inwalidzkim pokonuje coraz większe odległości i przeszkody, wjeżdża na góry. Dopiero po kilku miesiącach odważa się pobiec z protezą. Pierwszy raz biegnie pół mili. Stopniowo zwiększa dystanse. Gdy informuje matkę o swoim planie, ta wpada w przerażenie: „Dlaczego całą Kanadę?! Czy nie mógłbyś się ograniczyć do Brytyjskiej Kolumbii?” (Prowincja kanadyjska, Brytyjska Kolumbia ma powierzhnię trzy razy większą niż Polska). Terry wie jednak, że mimo początkowego sprzeciwu, może liczyć na wsparcie rodziców, rodzeństwa i przyjaciół.
Do „Maratonu Nadziei” rusza z nim serdeczny przyjaciel, Doug. Jako osoba obsługująca zajmuje się prowadzeniem auta i zaspakajaniem potrzeb biegacza: gotuje, sprząta, opatruje rany, pierze odzież, oblicza przebyte kilometry. Szybko okazuje się, że przyjaźń to jedno, a przebywanie ze sobą 24 godziny na dobę to całkiem inna bajka, zwłaszcza, gdy osoba, której się asystuje jest trudna i wymagająca. Dlatego wkrótce do załogi obsługującej „Maraton Nadziei” dołącza Darryl, młodszy brat Terry’ego. Terry ma wielkie wymagania, ale to on daje z siebie wszystko, gdy każdego dnia, nie zważając na niewygody spania w aucie, złą dietę, na warunki atmosferyczne, na ból w nodze, zakrwawiony kikut, na którym robią się cysty, przebiega codziennie odległość 42 km, czyli dystans Maratonu.
Stopniowo, gdy Terry dobiega do kanadyjskiej prowincji Ontario, wyczyn kalekiego sportowca zaczyna przyciągać uwagę coraz większej ilości ludzi. Jego biegiem interesują się media. Gdy podczas wieców i od spotykanych po drodze ludzi, dzieci szkolnych, od młodzieży, od prywatnych obywateli i korporacji, pieniądze na walkę z rakiem zaczynają płynąć coraz szerszym strumieniem, Terry decyduje, by zwiększyć stawkę zbiórki do 23 milionów, po dolarze od każdego Kanadyjczyka. Wtedy jest już narodowym bohaterem. Każdy chce go dotknąć.
Uczucie dobroci i szczodrości, jakie wywołuje u ludzi jest dla nich samych zaskoczeniem. Bezpośredni w kontaktach, skromny, uśmiechnięty. Na wiecach spotykają go tłumy. Rękę ściskają mu mniejsi i więksi politycy. Nawet Pierre Trudeau. Na wieść o tym, że nadbiega, ludzie wychodzą na szosę, na ulice, niektórzy cierpliwie czekają kilka godzin, każdy chce go zobaczyć, dotknąć, wcisnąć mu choćby parę centów. Kraj ogarnia euforia dotąd niespotykana. Terry staje się dla mieszkańców kraju klonowego liścia olśnieniem, inspiracją, dla każdego na inny sposób:, dla nastoletnich dziewczyn jest idolem, dla mediów „gorącym tematem”, dla korporacji chwytem reklamowym, dzięki, któremu wzrośnie sprzedaż, a Terry chce być po prostu sobą. Broni się. Przestaje rozdawać autografy. Nie zgadza się na żadne logo. Walczy z przywłaszczeniem przez media. W swoich oczach jest tylko sportowcem, któremu udało się pokonać raka. Biegnąc przez Kanadę płacił dług, jaki ma w stosunku do tych wszystkich, którym się nie udało.
„Rak to choroba, która nie wybiera, zachorować może każdy” – mówił ludziom podczas wieczornych spotkań. Mówił też, że wszyscy Kanadyjczycy z nim biegną i to jest jego wygrana.
Pokonawszy 2/3 zamierzonego dystansu to jest 5,373 kilometry, w ciągu 142 dniu trwania maratonu, gdy lekarze stwierdzili, że rak zaatakował płuca, Terry zakończył bieg w Thunder Bay, w sercu Kanady.
Młody biegacz nie zebrał brakującej sumy, zrobili to w jego imieniu inni. Terry Fox zmarł w czerwcu następnego roku, ale Maraton Nadziei trwa. Co roku w wielu krajach na świecie organizuje się biegi Terry Foxa, z których dochód przeznacza się na walkę z rakiem. Do dziś zebrano 400 milionów dolarów. A Terry stoi na pomniku, jak przystało na narodowego bohatera. >

  Następny artykuł:

Napisz do Redakcji